sobota, 27 lipca, 2024
AktualnościWydarzenia

JEDNO WZGÓRZE WIELE CIERPIEŃ. Stulecie bitwy gorlickiej

W piękny niedzielny poranek 2 maja 1915 o godzinie 6 rano na linii frontu austriacko-rosyjskiego pod Gorlicami zagrzmiało 1.000 dział armii austriacko-niemieckiej. Artylerią dowodził Polak, generał Tadeusz Rozwadowski. Huraganowy ogień trwał 4 godziny, niszcząc nie tylko wiele pozycji rosyjskich, ale także ok. 95% zabudowy Gorlic oraz rafinerie i zbiorniki ropy naftowej w Gliniku Mariampolskim. Po nawale artyleryjskiej ruszyła do natarcia piechota wojsk austrowęgierskich i niemieckich, a w ich szeregach wielu Polaków, walczących w armiach zaborców po obu stronach frontu. Tak rozpoczęła się operacja gorlicka trwająca łącznie 50 dni, w wyniku której Rosjanie zostali zmuszeni do odwrotu. Do 6 maja cofnęli się do rzeki Wisłoki. 13 maja zatrzymali się na Sanie, a 22 czerwca opuścili Lwów. Bitwa ta nazwana została w historiografii jako Verdun Wschodu.  W armii austriackiej walczyły polskie jednostki: 12. Krakowska Dywizja Piechoty, 100. Cieszyński Pułk Piechoty i 56. Wadowicki Pułk Piechoty. Najkrwawszy fragment bitwy rozegrał się na Wzgórzu Pustki, które szturmowały na bagnety polskie jednostki. Stosunkowo łatwo zdobyto pierwszą linię rosyjskich umocnień, lecz las dopiero stanął z powiewem śmierci. Natarcie na drugą linię okopów wykrwawiło wiele ludzkich istnień. Oddajmy głos świadkom tamtych wydarzeń.

bitwa2_621

Noc z 1 na 2 maja przeszła dość spokojnie. Bataliony wysunięte naprzód przeszły Łużną i okopały się możliwie blisko pozycji nieprzyjaciela. Batalion 3 zajął pozycję na prawo od drogi z Szalowej do Łużnej, rozciągając się wzdłuż drogi prowadzącej przez Łużną i okopał się. Zabłysnął pogodny ranek niedzielny dnia 2 maja 1915 r. Punktualnie o godz. 6 rozpoczęła się akcja artylerii. Pozycje rosyjskie leżące pod lasem pokrywającym górę Pustki zaczęły rozrywać granaty, a ponad wybuchającymi gejzerami rozbitej w proch ziemi błyskały raz po raz wybuchy szrapneli. Obstrzał działowy trwał bez ustanku i w równej sile do godz. 8. Artyleria rosyjska odpowiadała stosunkowo słabo, biła raczej w Łużną, starając się dosięgnąć okopanych za nią oddziałów i wzniecając we wsi pożary. O godz. 8 akcja artylerii zaczęła słabnąć. Wojsko ogarnęła wściekłość na myśl, że oto znowu brakuje im amunicji, ostrzegli tylko nieprzyjaciela, a teraz, kiedy najbardziej potrzeba będzie wsparcia artylerii, to go zabraknie. Taki stan trwał do godz. 9.30. Wtedy stała się rzecz jeszcze nie widziana na froncie wschodnim: nagle cały odcinek mający być przedmiotem natarcia, zajęty okopami rosyjskimi – zadrgał, poruszył się, a ziemia zaczęła wybuchać kłębami kurzu, pyłu i dymu, bo oto artyleria położyła na nim zmasowany ogień, przenosząc go z jednego końca w drugi. Huk, wybuchy pocisków, jazgot pękających szrapneli wypełniły dziką muzyką śliczny, słoneczny dzień majowy. Punktualnie o godz. 10 zerwały się wojska do ataku. Dech zamarł w nas, patrzących przez wieś na oddziały atakujące pozycje nieprzyjacielskie: wychodzą, idą, dochodzą – a wtem, gdy artyleria była zmuszona przenieść swój ogień wyżej, by nie razić własnych żołnierzy, na okopach pokazali się Moskale, lecz nie po to, by stanąć do walki. Czterogodzinne bombardowanie zdemoralizowało ich zupełnie. Skoro tylko mogli wychylić głowy ponad brzeg swych okopów – poddawali się. I dziwny to był widok: równocześnie z natarciem oddziałów czołowych ruszyły naprzód wszystkie rezerwy i gdy się rzuciło okiem wstecz, widziało się jakby całe stada ptaków zdążające w jednym kierunku – pod górę i pod górę…

bitwa1_621

To słowa podporucznika Jakuba Plezi (1885-1941), który dowodził 1 kompanią 3 batalionu 56 wadowickiego pułku piechoty, wchodzącego w skład 12 dywizji armii austro-węgierskiej, uczestniczącej w bitwie o Wzgórze Pustki. Zostały spisane pod koniec życia autora. Dokument ten został zdeponowany w Archiwum Uniwersytetu Jagiellońskiego.  A tak wspominał 2 maja 1915 r.  dr Marian Łodyński wówczas żołnierz 12 Krakowskiej Dywizji Piechoty:

Wreszcie przyszedł moment szturmu! Dokładne dyspozycje wydane przed dwoma dniami, a oznaczające szturm na godzinę 10 przed południem, wykluczały potrzebę osobnych do tego poleceń. Rolę rozkazodawcy miały spełnić wskazówki na ogólnie według dywizyjnego czasu ustawionych zegarkach. Wzdłuż całej linii przeto pośród żołnierzy widać było oficerów stojących z zegarkiem na dłoni; nerwowy skurcz ich rąk i intensywność wpatrzonego w zegarek wzroku mówiły o zbliżaniu się decydującej chwili. Nagle podniosły się głowy i nieledwie równocześnie ręce oficerów… Iskra przebiegła przez linie, serca na chwilę umilkły, oddechy zmarły, oczy żołnierzy wparły się w wyciągnięte ręce oficerów, oczekując wahnienia dłoni, owego sygnału: – Naprzód!… Wreszcie znak padł, w ślad zaś za nim zakotłowały się na moment okopy strzeleckie, by chwilę potem wyrzucić z siebie falę ciał ludzkich. Z małych ziemnych skrytek, z rowów przydrożnych, z zagłębia potoków, zza murów cmentarza, zza ścian chałup wiejskich – wylała się nagle masa szara, coraz liczniejsza, coraz więcej zwarta, coraz więcej koncentrycznie zdążająca ku okopom moskiewskim. (…) Jeszcze własne działa nie umilkły, jeszcze wiatr strzałów własnych karabinów maszynowych oddziału podporucznika Glücksmanna nieledwie im czapki z głów zdzierał, gdy pierwsze rzędy były już w pozycji nieprzyjacielskiej. Kilkunastu porwały miny, kilkudziesięciu raniły strzały oprzytomniałej załogi i nadbiegłej rosyjskiej rezerwy oraz karabiny maszynowe i pociski obsady drugiej linii – nie zdołało to jednak pohamować pędu rwącej w przód szarej fali. W pół godziny po rozpoczęciu szturmu, mimo bardzo uporczywej obrony załogi niektórych odcinków, pierwsza pozycja była już w rękach naszych. Kilka karabinów maszynowych oraz kilkuset piechurów moskiewskich było plonem pierwszego ataku 2 maja. Czekał nas jeszcze akt drugi – i groźniejszy, i trudniejszy, bo nie wsparty już druzgocącym ogniem artylerii. Nad wziętą pozycją pierwszą, skalistem zboczu osadziła się druga linia okopów nieprzyjacielskich. Zdawało się jednak, że świadomość oporu, jaki pęd nasz mógł w tym dniu natrafić, tylko wzmagał siły i przydawał żywiołowo inicjatywy; o komendzie i prowadzeniu żołnierzy nie było już mowy, instynkt jakiś nakazujący bezwzględny pośpiech parł naprzód, on był wodzem, on wskazywał dobór środków. Więc żołnierz wraz z podoficerem współzawodniczyli w pośpiechu, więc każdy wybierał najkrótszą, choćby najtrudniejszą drogę, byleby tylko stanąć twarzą w twarz z nieprzyjacielem. Wiara w siebie, otucha z osiągniętego sukcesu, przeświadczenie o ważności dokonywanego czynu przydawały naszemu naporowi siły i łamiącej wszystko bezwzględności. Wzięcie też drugiej linii było rzeczywiście tylko kwestią wydostania się na wzgórze, było kwestią niespełna godziny. Kto padł lub ranny był, staczał się w przepaść, kto wydobył się na szczyt, był zwycięzcą. O godzinie wpół do dwunastej, przy stracie 13 rannych oficerów i 327 rannych, a 10 zabitych żołnierzy, byliśmy już bezwzględnymi panami całej linii Pustek.

bitwa3_621

Oblicza się, że w pierwszej fazie operacji gorlickiej, tj. do do 6 maja, zginęło 20.000 żołnierzy, a 80.000 zostało rannych. Liczbę rosyjskich jeńców, wziętych do niewoli w ciągu pierwszych dziesięciu dni ofensywy, szacuje się na ok. 140 tys. Poległych żołnierzy z obu stron frontu pochowano na 400 cmentarzach wojennych w Małopolsce, w tym na 80 cmentarzach na ziemi gorlickiej. Największy z nich to malowniczo położony na stoku wzgórza Pustki w Łużnej cmentarz oznaczony NR 123. Spoczywa na nim 1.200 żołnierzy: Polaków, Węgrów, Czechów, Austriaków, Niemców i Rosjan. Polegli to 829 mogiły pojedyncze i 46 groby zbiorowe. Cmentarz ten jest największą nekropolią żołnierzy węgierskich poza granicami kraju. To miejsce wiecznego spoczynku jest pomyślane jako „gaj bohaterów”, w którym architektura cmentarna jest doskonale wkomponowana w krajobraz zalesionego amfiteatralnego zbocza Pustek.

bitwa4_621

Marcin Michańczyk

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x