Boje na Chryszczatej [HISTORIA]
Była ciężka zima 1914 roku. Wojska austro-węgierskie w Galicji zajęły szczyt Chryszczatej. Tu w lutym i marcu 1915 r. rozegrały się najcięższe i najkrwawsze walki, podczas których ranni obu stron zamarzali w temperaturze -20°C. Choć dzisiaj trudno sobie wyobrazić głód, chłód i nędzę w żołnierskich szeregach, to jednak ciężkie warunki w jakich przyszło im zimować na grzbiecie Chryszczatej ponad stu latach nadal przywołują pamięć tych smutnych i krwawych dni.
Dzisiaj las zarasta historię. Tylko okopy i mały żołnierski cmentarzyk przypominają o tamtych dniach. Walki o Chryszczatą i okolice stanowiły jedynie fragment kampanii rozgrywającej się na wschodnim froncie w Karpatach i Bieszczadach. W 1914 roku armia austro-węgierska zebrała duże cięgi i choć pozwoliła na okrążenie Przemyśla, to udało się jej zatrzymać ofensywę carską, której celem było przedarcie się przez Karpaty i zalanie węgierskich dolin masą kawalerii. Do Chryszczatej Rosjanie dotarli w listopadzie 1914 roku. Linia frontu w Bieszczadach nie miała wiele wspólnego ze stabilną wojną pozycyjną znaną z Francji. Nie było tu fortów, a górskie warunki nie zawsze pozwalały na rozbudowanie odpowiedniej linii stacjonarnych umocnień. Jesienią, w obrębie Chryszczatej zaczęto przystosowywać sieci okopów i transzei do przetrzymania dłuższego okresu czasu, wydawało się bowiem, że tam właśnie walczących zastanie zima.
W grudniu 1914 roku w ramach większej operacji mającej oswobodzić Przemyśl, oddziały austriacko-węgierskie, głównie c. k. 56. i 34. Dywizji Piechoty gwałtownie zaatakowały na tym odcinku. W wyniku kilkudniowego natarcia wojska austriackie przedarły się w ciężkich walkach przez grzbiet Chryszczatej i wyszły z drugiej strony w kierunku na Kulaszne, goniąc przed sobą oddziały osłonowe carskiej 8 Armii. Jednak jeszcze przed Nowym Rokiem front cofnął się i zatrzymał na przełęczy Żebrak. Trudności aprowizacyjne cesarskich wojsk doprowadziły do masowych zgonów wśród żołnierzy. Zakazano palenia ognisk i tak lubianych fajek. Cmentarze leśne przyjmowały rzesze poległych. Walki, jakie toczyły się w tych stronach w 1915 roku, miały niezwykle ciężki charakter. Walnie przyczyniły się do tego trudne warunki górskie i surowa zima. Obfita pokrywa śnieżna i częste roztopy znacznie utrudniały transport, który w przeważającej mierze odbywał się na żołnierskich plecach. Wnoszono nawet rozłożone na części działa. Występowały braki żywności, amunicji oraz problemy z ewakuacją rannych, wielu z nich po prostu zamarzało. W wyniku walk cierpiała też ludność cywilna – obie walczące armie dokonywały masowych rekwizycji, rozbierano zabudowania na budowę fortyfikacji lub opał, zaś mieszkańców wypędzano z obszarów walk, pozostawiając ich własnemu losowi. Wówczas to zniszczona została cerkiew w Rabem. Po przejściu frontu Austriacy dokonywali sądów nad kolaborantami wśród miejscowej ludności, większość oskarżeń była jednak bezpodstawna.
Dzisiaj wystarczy kilka kroków w bok by wpaść na pierwsze leśne umocnione ongiś okopy cesarskich poddanych na zboczach Chryszczatej. I zaraz wyobraźnia podpowiada dantejskie sceny, jakie się tu odegrały. Mgła poranna zarysy żołnierskich sylwetek w prochu dział i Mannlicherów. Jeszcze chwila i osiągamy cmentarz. Tylko kupka kamieni i nieznane mogiły. Napis głosi: Światło i szum lasu grają nad tym grobem. Śmiertelnej ciszy przysłuchują się miłosierne gwiazdy Boże. Tajemnica Chryszczatej to Armia Widmo. Pojawia się nagle wśród odrzutów broni i rżenia koni. To Widmowi Żołnierze nawiedzają po raz kolejny miejsca swych bitew i umierania. Pojawiają się i także nagle znikają. Wielu z okolicznych mieszkańców potwierdzało tą historię. Żołnierze ci pozostali na placu boju głęboko na szczycie by przypomnieć nam żyjącym o ofierze jaką tu złożyli. Teraz Chryszczata milczy jak milczą mogiły poległych. Lecz czy na długo?
Marcin Michańczyk